04.08.2013 10:30
Pomorskie wędrówki Junakiem
Wrócimy do początku, wyjechałem z Cisowej w kierunku Koleczkowa pierw skok przez most nad obwodnicą potem droga przez las, gwarantuje każdemu się ona spodoba, kręta i pod górę, na granicy Głodówka i Łężyc jest ostry zakręt zaraz poznacie gdyż w tym miejscu stoją cztery krzyże na pamiątkę tragedii, która spotkała tu czwórkę młodych ludzi. Spokojnie mijam ten zakręt, droga do Koleczkowa wije się przez las niczym żmija cała kręta. Na drodze spotykam kolarza, który skutecznie blokuje mi drogę, choć nie do końca śmiga kolega zgodnie z przepisami, czyli 50km/h. A niech tam poczekam, przecież mam czas nikt mnie nie goni jadę na wycieczkę. W Koleczkowie skręcam w prawo jest to droga do Wejherowa, polecam każdemu miejscami prosta biegnie wśród pól i wiosek, aby wpaść w lasy i zwijać się niczym wąż. Dojeżdżam do pierwszego etapu mojej wycieczki, a jest nim Kalwaria Wejherowska. Miejsce to od stuleci jest uświęcone, największe wrażenie robią drogi krzyżowe, które z całym poświęceniem odgrywają aktorzy. Dreszcze przechodzą, kiedy się na to patrzy. Nie mogę zobaczyć wszystkich stacji, gdyż taka wycieczka to przeszło dwie godziny, pospacerowałem po kalwarii zobaczyłem miejsca znajome i wróciłem na parking, aby w dalsza ruszyć drogę.
Przeskoczyłem Wejherowo i ruszyłem drogą, która prowadzi w pobliżu Piaśnicy miejsca, w którym Niemcy zamordowali 14033 Polaków. Nie byłem tu nigdy nie miałem okazji, ta dzisiejsza wizyta była pełna wzruszeń. Od głównej drogi około 1,5 km zaczyna się las, który jest jednym wielkim grobem. Dojechałem na miejsce już na parkingu jest pełna informacja, co tu się zdążyło, relacje naocznych świadków, uśmiechnięci sprawcy i ich ofiary stojące nad świeżymi grobami. Ten las do dziś pamięta, co tam się stało zwróciłem uwagę na fakt, że w tak piękny dzień nie słychać śpiewu ptaków. Tylko moje kroki i szum drzew nad głową żadnych więcej dźwięków, to porażające. Pamiętaj młodzieży o czynach naszych sąsiadów niech do Ciebie nie trafia ich gładka mowa o wspólnej Europie to podstępny i fałszywy jest sąsiad jak uśpi twą czujność będzie za późno.
Zostawiam za sobą cichy las i jego mieszkańców, ruszam w dalsza drogę, choć powiem szczerze, że mam nie zbyt wesołej miny. Jednak wiatr i kilometry osuszają spojówki robię jakieś 10km i jestem w Mechowie. Tu pierw na parking zajeżdżam przed sklepem, kupiłem sobie zimne piwo bez procentów – karmelowe. Siadam przy stoliku i w ten upalny dzień delektuje się napojem, po chwili udaję się na druga stronę ulicy, aby zobaczyć sławne groty w Mechowie.
Przy wejściu stoi budka a w niej kasjer i woła dwa złote chyba, że ma pan legitymacje? Cóż zapłaciłem i wchodzę na teren cały ogrodzony, zakaz wejścia na skarpę za to do środka można włazić bez obaw. Ależ muszę się przeciskać w pierwszej chwili myślę sobie, że to atrakcja dla dzieci i to tych najmniejszych wbijam swoje męskie ciało między filarami i o dziwo warto było, choć świat w środku jest przy mały to obserwując to, co natura wyprawia można dojść do wniosku, że w sumie to mało wiemy, warto wejść i na własne oczy zobaczyć groty na Pomorzu w Tatrach takich nie uświadczysz.
Wyciskam się na kolanach z grot, staje na wyprostowanych nogach ruszam do Junaka, aby w dalszą ruszyć drogę. Jeszcze pytam w kiosku którędy na Żarnowiec miła pani odpowiada, że albo 10 km z powrotem, albo przez las turystycznym szlakiem. Jako że nie lubię wracać po śladach wybrałem to drugie rozwiązanie i ruszyłem przez wieś do końca drogi jeszcze tylko fotkę zrobiłem, na której kościółek śliczny uwieczniłem. Droga, którą wybrałem wiodła przez lasy po bieszczadzkich bezdrożach nic nie jest mi straszne i wiem że pomarańcza da sobie radę. Wypłynąłem po 6 km w okolicy Domatowa, wjechałem na asfalt i tym razem gładką drogą prułem w kierunku Gniewina gdzie na górze stoi sporych rozmiarów wieża widokowa. Jednak po drodze jeszcze jeden przystanek mnie czekał, elektrownia szczytowo-pompowa zamiast atomowej.
Potem krótka
wspinaczka na wierzę za 9 zł kilka ochów i achów i
zlazłem na dół, zjechałem w kierunku jeziora, chciałem
objechać jednak po kilku kilometrach natknąłem się na plaże
miedzy posiadłościami. Zdecydowałem się na postój, kiedy
jednak zanurzyłem dłoń w jeziorze po krótkiej chwili byłem
tylko w kąpielówkach i ruszyłem przed siebie, aby zanurzyć
się w ciepłych wodach żarnowieckiego jeziora.
Można powiedzieć, że to koniec „wyprawy”,
kiedy już wychlapałem się do woli usiadłem na murku, aby
obeschnąć trochę i właśnie w tej chwili dopadła mnie praca,
zadzwonił telefon, który sprawił, że momentalnie
wskoczyłem na inne tory. Już nie było dylematu, w którą
stronę pojechać, kierunek wyznaczyło życie jechałem prosto do
Gdyni.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (14)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Turystyka (10)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)