01.12.2013 17:45
100 km czyli Bulwar Nadmorski i Westerplatte
Całą noc wiało kilka razy budziłem się i słyszałem jak wiatr napiera na okna, sztorm pomyślałem, jaka szkoda, że nie jestem nad morzem. Zaraz z rana spieniłem to czego w nocy pragnąłem, siadłem na motocykl i na bulwar pojechałem. Jak że się zawiodłem, piękna pogoda, na morzu spokój, jedyny ruch wiatru powodowały mewie skrzydła. Tak bardzo mi brakowało, huk morza, wiatr co czapki zrywa, dopiero wtedy czuję się jak akumulator, który ktoś podłączył do prądu.
Kilka godzin w biurze, kilka telefonów, jakieś
zapytanie. Wszystko ustawione, zapisane spotkania, mam do
wyboru, albo siedzieć i czekać na zmiłowanie lub ruszyć przed
siebie. Wybrałem to drugie rozwiązanie, telefon włączony, teraz
tylko wybrać kierunek, dziś padło na Westerplatte.
Ruszyłem w kierunku obwodnicy, aby ominąć Trójmiasto.
Wystarczyło pół godziny i już byłem na miejscu. Wjechałem
na parking przy Placówce Prom i tu miłe zaskoczenie, jest
sztorm. Bałtyk wzburzony, spienione fale,wiatr rozbija je o
brzegi, muszę z torby wyjąć czapkę, gdyż zaraz zęby zadzwonią
jak kastaniety. Kiedy już nacieszyłem się widokiem
ruszyłem w kierunku wartowni nr. 1. Minąłem cokół,
na którym kiedyś stał czołg T34 z Brygady im.
Bohaterów Westerplatte. Pancerni nie tacy święci jak
wmawiają nam twórcy serialu z psem i czołgiem w roli
głównej, okazuje się, że równie chwacko polowali
nie tylko na tygrysy czy pantery, ale również na
Żołnierzy Wyklętych walczących z nowym okupantem. Tu link do
strony, polecam wszystkim gdyż z niewiadomych przyczyn TVP
cały czas promuje zakłamaną wersję historii.
O nienakręconym
odcinku Czterech pancernych
Czas nieubłaganie mija, a
że to koniec listopada szybko zrobi się ciemno. Nie chcę wracać
po zmroku, podszedłem pod pomnik, obejrzałem zniszczone koszary.
Wróciłem na parking wsiadłem na motocykl i ruszyłem do
domu. Jaka zmiana, kiedy byłem tu ostatnio na rowerze dojazd na a
Westerplatte to była prawdziwa droga przez mękę, teraz trasa
Sucharskiego prowadzi prosto na 7, a z stamtąd na obwodnicę
i do Gdyni. W powrotnej drodze wiatr jak usłyszał, że tak bardzo
go lubię przyczepił się do mnie jak rzep do psiego ogona i tak
trzymał prawie do samej Gdyni. Ciężki był to powrót
czułem się jak rybak w łódce na wzburzonym morzu.
Być może to ostatni wyjazd w tym roku, jeszcze trochę i trzeba
będzie motocykl schować do garażu. Jednak jeszcze nie
teraz...może jeszcze gdzieś pojadę, wszystko zależy od
pogody.
więcej zdjęć na blogu http://trokakrzysztof.blogspot.com/
Komentarze : 1
Ta ER5-ka wygląda jak nowa. Bardzo mi się podoba, podobnie jak opisane miejsca. Nie wiem czemu, ale zawsze, kiedy czytam o Trójmieście, przypomina mi się pewien niemiecki pisarz.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (14)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Turystyka (10)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)