• » RiderBlog
  • » j123
  • » 2 tyś km na resztkach...łańcucha - zakonczenie
Najnowsze komentarze
Dla posiadaczy prawa jazdy Kat B: ...
Sporo ludzi czekało na tę próbę te...
Hejka. Może opisz jeszcze Krzyszt...
Strasznie jestem ciekaw za co minu...
Sledzilem z zapartym tchem, piekni...
Więcej komentarzy
Moje miejsca
Moje linki

10.07.2013 20:57

2 tyś km na resztkach...łańcucha - zakonczenie

Jeszcze tylko wieczorne ognisko, przyroda jakby wiedziała, przez cały tydzień bardzo się starała, aby mnie do Bieszczad zniechęcić jednak pod koniec widząc moją determinacji i zachwyt sprawiła, że noc była przepiękna w nagrodę pozwoliła nam rozpalić ognisko.

Powoli zbliżam się do końca mojej relacji. Ty razem kończąc wycieczkę przed mostem skręciłem w lewo wyjeżdżając tuż przy Tłustej Górze na drogę do Czarnej. Most na SanieNazwa ta pochodzi z początków kolonizacji Bieszczad, a tłustość odnosi się do występujących u jej podnóża samoistnych źródeł oleju skalnego, czyli ropy naftowej. Eksploatację złoża na skalę półprzemysłową rozpoczęto w 1870 i trwała ona z przerwami do końca XX w. Szyby naftowe były usytuowana po obu brzegach rzeki. Wróćmy jednak na drogę, kiedy już nacieszyłem oczy widokiem Sanu w pobliżu Tłustej Góry, ruszyłem w kierunku przystani. Po przejechaniu ponad dziesięciu kilometrów na postoju, który przypadł na miejsce widokowe stwierdziłem brak skórzanej sakwy, która z boku była przytwierdzona. Miałem dość, a tu wychodzi, że muszę na szlak wrócić. Zrobiłem rachunek, co ja tam miałem i wyszło, że w Skawie zostały narzędzia, woda i kable do kamery, trzeba było wrócić. Po przejechaniu dodatkowy 17 km znalazłem sakwę na szlaku po wyżej mostu na Sanie. Zanim wróciłem do przystani zrobiłem zakupy w sklepie postanowiłem zrobić pożegnalną kolację. Kupiłem kawał karkówki, kilogram pomidorów, makaron rurki, kubeczek śmietany, odrobinę sera i bazylię do smaku, sól i pieprz miałem w plecaku. Kolacja wyszła wyborna, mięso pokrojone w słupki do tego pomidory, a kiedy już wszystko „doszło” dodałem śmietanę i przyprawy. Na stół „wjechały” głębokie talerze, kiedy makaron był aldente, zawołałem wszystkich na wieczerzę. Po całym dniu pracy na świeżym powietrzu wszystkim smakował, a Marek stwierdził, że to zły pomysł abym wyjeżdżał. Zanim się ściemniło jeszcze razem popracowaliśmy przy ogrodzeniu, które wymagało skończenia. Jeszcze tylko wieczorne ognisko, przyroda jakby wiedziała, przez cały tydzień bardzo się starała, aby mnie do Bieszczad zniechęcić jednak pod koniec widząc moją determinacji i zachwyt sprawiła, że noc była przepiękna w nagrodę pozwoliła nam rozpalić ognisko. Były jeszcze kiełbaski i zimne piwo tak do północy na rozmowach nam zeszło.

Trzeba było do łóżka, aby choć trochę się przespać. Pobudka o czwartej, pierw, łazienka, kiedy już byłem ubrany ostatni rzut oka czy wszystko zabrałem, schodząc z piętra Marka obudziłem, chciał wstać rano i wypić kawę za nim odjadę. Tak nam zeszła godzina przy dużej czarnej, która jak już na początku pisałem smakuje w tym miejscu wybornie.

Gdy już miałem odjeżdżać mała katastrofa się przydarzyła, Junaczek, który do tej chwili stał jam wmurowany przewrócił się na bok z całym majdanem, szlak trafił klosz od kierunkowskazu. Po oględzinach stwierdziliśmy zgodnie, że to wszystko, więc ruszyłem w drogę.  Bieszczady do Sanoka żegnały mnie mgłą, a do Rzeszowa smagały deszczem Do Warszawy dotarłem bez przygód, zjadłem kanapkę i frytki w Mac barze i tu troszkę zacząłem się niepokoić gdyż łańcuch był już luźny, a do końca naciągnięty został w Czarnej.

Był taki długi, że bez trudu bym go ściągnął z tylnej zębatki dwoma palcami.

Zostało jeszcze do przejechania 400 km. Nie byłem pewny czy dam radę, najpierw powoli jak żółw ociężale ruszyłem maszyną powoli ospale jednak im bliżej miałem do domu gnałem junaka ile się dało. Mijając Elbląg jadąc siódemką miałem wrażenie, że łańcuch za sobą ciągnę, taki był długi. Gdyby nie łańcuch cała droga nie była by warta by wspomnieć o niej. Na marginesie dodam jeszcze, że najlepiej się odpoczywa po drodze, kiedy siedzenie boli kładąc się na ziemi. To tyle opowieści jak tylko znajdę odrobinę czasu wiem, że w Bieszczady ruszę, drogę tę można bez trudu pokonać, wystarczy 14 godz.

Komentarze : 1
2013-07-17 08:29:12 mufka

Bieszczady na plus to cisza i spokój, brak harmidru Zakopanego
Minus to drogie paliwo, kiepsko oznakowane mniej popularne szlaki i problem z tanim noclegiem

  • Dodaj komentarz