19.01.2013 18:45
1561 km Junakiem 123 z Gdyni do Zakopanego
Wyjazd do Zakopanego był dziełem przypadku. Zaczęło się od
krótkich filmów, które robiłem dla firmy z
Gdyni sprzedającej Junaki. Do sprzedaży trafiały nowe modele, a
że od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie kupno motocykla
zacząłem coraz bardziej interesować się tym, co gdzie, jak i za
ile. Tak się złożyło, że salon sprzedaży, co dzień mijałem jadąc
do pracy rowerem. I tak moja uwaga została zwrócona na
Junaka. Motocykl nie dość, że ładny, nowy to w przystępnej cenie.
Tylko, co on jest wart? Informacji na ten temat bardzo mało,
poruszyłem tą sprawę w trakcie rozmowy z właścicielem firmy
Master i zaproponowałem, aby zrobić test Junakiem na
przykładowej trasie z Gdyni do Zakopanego. Mój pomysł się
spodobał i został przekazany „wyżej” Po kilku
tygodniach przyszła odpowiedź w raz z zapytaniem czy pojadę i
przygotuje relacje z tego wyjazdy w zamian za motocykl w super
cenie. Wiele się nie namyślając zgodziłem się na taki układ.
Zysk podwójny będę miał motocykl i przygodę. Jednak na
Junaka musiałem poczekać, firma nie miała upatrzonego prze
zemnie modelu na składzie gdyż wszystkie były rozdysponowane
pomiędzy dilerów w kraju. Do testu Junaczka sprowadzono z
Niemiec. Nie było specjalnych przygotowań do wyjazdu, docierałem
go przez pierwsze 500 km zrobiłem przegląd i zapadła decyzja o
wyjeździe, który zaplanowałem na 15 sierpnia,
wrócić do Gdyni musiałem 19. Wziąłem dwa dni urlopu i w
drogę. Dojechałem jest 22 a wyjechałem o 4 rano. Matko
mój tyłek, już po godzinie stwierdził, że to był kiepski
pomysł. Bardzo długo udało mi się go przekonywać, że to już tuż
tuż za tą górką, a on nic tylko, że boli, czego ja nie
robiłem nawet nauczyłem się zmieniać półdupki w czasie
jazdy. Jednak to wszystko pikuś, boli mnie lewe udo, jakiś
popapraniec źle wyprofilował łuk drogi w Łodzi, a na dodatek
była mżawka no i przy 40 km/h złapałem pierwszego w życiu bana
na drodze, auuuu kość raczej cała, ale noga boli jak jasna
cholera i kuśtykam, a ja tu przyjechałem łazić po górach.
Na początku drogi chciałem „zaliczyć” co fajniejsze
zabytki i tak widziałem Pelplin, Gniew, Kwidzyn na drugi brzeg
przepłynąłem promem i nagle stwierdziłem, że jak tak będę sobie
oglądał to, co chcę to do Zakopanego w życiu nie dojadę,
pierwsze 200 km zrobiłem w 5h. Na początku nie gnałem na
złamanie karku ot tak 85-90 km/h, ale po Łodzi tak jak by się
włączyła jakaś przerzutka i przyspieszyłem do 100-110 km/h,
według mojego licznika oczywiście. Wszystko było by pięknie i
choć w sumie to jest, bo gdyby nie te przygody to nie miał bym o
czy pisać, przytrafiło się szlak trafił wężyk zbrojony,
który jak mniemam odprowadzał gazy z silnika do nie wiem
czego.
Ale jak to w życiu bywa tak po wypadku, po
którym pomocy udzieliło mi sporo kierowców,
którym serdecznie dziękuję tak i w przypadku wężyka,
kiedy byłem już w czarnej rozpaczy, bo dziś przecież święto,
pomoc całkiem przypadkiem uzyskałem od kierowców
ciężarówek, którzy stali na parkingu pod Krakowem
i setnie się nudzili. W ich przepastnych kabinach znalazły się
narzędzia i wężyk Panowie wszystko sami zdjęli, wymierzyli,
docięli i założyli WIELKIE DZIĘKI. Mogłem ruszyć w dalszą drogę:)
Jadę sobie taki uśmiechnięty, zadowolony, łykam kilometry aż
tu…no rzesz, co jest silnik zgasł Myślę sobie jednym
słowem kaplica. Co tu może być zacząłem się zastanawiać toż ten
motocykl jest prosty jak budowa cepa, pewnie gdzieś jakaś
wtyczka albo coś…Wszystko obmacałem odpaliłem, a on wrum
wrummmm i znów jadę szczęśliwy. Ta przygoda z macaniem
powtórzyła się chyba z 10 razy, zacząłem go prosić,
błagać, przekonywać i poskutkowało. Jakie to proste, tym
sposobem dojechałem do Zakopanego. W trakcie pisania zjadłem
śniadanie, a jeszcze coś po upadku zniszczenia minimalne plus
szlak trafił żarówkę, ale o tym przekonałem się dopiero
wtedy, kiedy zapadły egipskie ciemności na Zakopiance. ps. Mam
nadzieję że jadąc do domu po powrocie nie będę miał o czym pisać
dobranoc.
Tam i z powrotem to 1561 km. Wstałem o 5 rano, spakowałem
wszystko, posprzątałem przyczepę, rozliczyłem się za noclegi.
Dzień zapowiada się słoneczny jednak na termometrze 7 stopni.
Ubrałem się ciepło, wyciągnąłem nawet szalik i tu skończyła się
sielanka wracałem do domu. Znacie to uczucie, własne
łóżko, wanna z ciepłą wodą, piwo w lodówce. Wbiłem
kluczyk w stacyjkę niczym jeździec ostrogi w swojego rumaka.
Żegnałem Zakopane jadąc zgodnie z przepisami jednak wjeżdżając na
Zakopiankę nie miałem zamiaru oszczędzać Junaka niech pokaże, na
co go stać, manetka do końca …ruszamy.
Jadę łykam
kilometry w porannym słońcu mijam Poronin, Nowy Targ i co znowu
silnik zgasł, znów ta wtyczka odcinająca zapłon przy
stopce. Powtarzam macanie, zaklęcia, prośby nic nie pomaga za
trzecim razem postanowiłem problem rozwiązać definitywnie.
Bogulo na forum Junaka coś mówił, aby to usunąć i w
przypływie złości wyrwałem końcówkę. Odpalam maszynę,
raz, drugi, a tu nic. Co jest? Zaczynam mocno drenować pamięć
czy aby na pewno, Bogulo to wyrwał, chyba napisał
„uciąć”. Nie brałem narzędzi na ten wyjazd, ale
ucinaki do drutu miałem przy sobie, zawsze je wożę nie wiem, po
co zawsze sobie mówię tak na „wszelki
wypadek”. Przeżegnałem się zamknąłem oczy i ciach. Odpalam
i nic i znowu i nic ech włącz zapłon baranie! Odpalił i to by
było na tyle, koniec przygód. Tym razem pojechałem prosto
do Gdyni bez zwiedzania i „myszkowania” po drodze.
Do domu jechałem 11 godzin, kilku krotnie robiłem sobie
postój, a to na śniadanie, picie, obiad, obiad, picie
Kolega z forum miał rację dupsko się przyzwyczai. I tak jak
obiecałem gaz do końca i nie odpuszczałem do domu 100, 110, a
bywało nawet 120km/h nie schodziło z licznika. Wielu
kierowców szeroko otwierało oczy jak im mówiłem,
że wracam do Gdyni z Zakopanego.
Sam nabrałem szacunku do
mojej maszynki i teraz wiem, że gdybym miał gdzieś teraz jechać
Junak by mnie tam zawiózł. Zdał egzamin, nie żałuję ani
jednej złotówki.
Paliwo
Kupujcie paliwo na dobrych stacjach, omijajcie stację benzynową w Ozorkowie Łukoil, od momentu jak tam zatankowałem krztusił się i prychał całe szczęście, że jechał.
Motory i puszki.
Na podstawie własnych obserwacji obalę będące w powszechnej opinii stereotypy na temat motocyklistów. Mijałem wielu po drodze, ale nikt nie zachowywał się nagannie, za to kierowcy puszek to mają fantazję np. potrafią wyprzedzać motocyklistę tak, blisko, że można podziwiać strukturę lakieru na ich pojazdach i z równą fantazją tuż po wyprzedzaniu zakręcą przed nosem do stacji benzynowej. Uwaga do kobiet za kierownicą nie lizać lodów, szczególne pozdrowienia dla pani kierującej zielonym Matizem w Częstochowie. Miałem okazję wypróbować na niej słynny sygnał dźwiękowy Junaka 123, po reakcji mogę powiedzieć, że wywołał pożądany efekt Nie wiem czy to reguła, ale dało się zauważyć, że im większa puszka tym mniejszy mózg kierującego. I to by było na tyle, piwo wypite łóżko zrobione nie wiem jak wy, ale ja idę spać jutro niestety do pracy.
Drogi
Na ogół dobre, najgorsze pomiędzy Łodzią a Włocławkiem. Jak tylko mogłem wjeżdżałem na płatne odcinki dróg. W czasie jazdy starajcie się nie hamować na znakach malowanych na drogach, diablo śliskie, zachowuje odstępy na tyle duże aby gwałtownie nie wytracać prędkości. Zachowanie na drodze podstaw ruchu drogowego pozwoli wam cieszyć się z jazdy i unikniecie w ten sposób nieprzyjemnych zdarzeń.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (14)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Turystyka (10)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)